Internet mobilny

10 lat temu nikt nie wyobrażał sobie domu bez telefonu stacjonarnego. Przechodziło to po prostu ludzkie pojęcie. Telefon komórkowy był jedynie dodatkiem, “smyczą”, która służyła żonom do śledzenia mężów, rodzicom do bycia zawsze o krok za ich pociechami. Pierwszym telefonem, głównie z powodu wysokich, niekorzystnych taryf u operatorów komórkowych, pozostawał aparat stacjonarny, który dzięki telefonom DECT przestawał być taki całkiem stacjonarny.

Ludzie zawsze cenili sobie swobodę. Oczywiście, dla różnych osób owa swoboda może różnie wyglądać. Jedni walczyli o nią skacząc przez mury, inni wypisując bzdury na forach internetowych. W społeczeństwie informacyjnym końca XX i początku XXI wieku słowo “swoboda” przyjmuje jeszcze inne znaczenie – nieskrępowany dostęp do ważnych informacji (niech słowo “ważne” każdy sam sobie zdefiniuje) oraz możliwość kontaktu i przekazywania tychże.

Tę drugą zapewnił gwałtowny wzrost popularności telefonów komórkowych. W wielu domach ciężko już uświadczyć ów “relikt przeszłości” jakim jest telefon stacjonarny. Powoli ich domeną, z oczywistych względów, zaczynają być biura i wszelkiej maści punkty usługowo-handlowe. Obstawiam, że w ciągu góra pięciu lat telefony stacjonarne całkowicie znikną z 50-60% domów.

Poza oczywistymi korzyściami, które wynikają z korzystania z telefonów komórkowych (jak możliwość telefonowania lub wysyłania SMS-ów z prawie dowolnego miejsca i o dowolnej porze), do wzrostu ich popularności przyczyniło się przede wszystkim postępujące obniżanie kosztów użytkowania sieci GSM i UMTS, szczególnie z punktu widzenia użytkownika, który jeszcze 15 lat temu za minutę rozmowy płacił ok. 2 zł, a dziś nawet 20-30 gr. Przeżytki w rodzaju popularnego swego czasu naliczania sekundowego przestały być potrzebne i aż chce się powiedzieć, że “nareszcie jest normalnie”, a przecież dalsze obniżanie kosztów będzie postępować wraz z wprowadzeniem na szeroką skalę telefonii 4G i szerokim zastosowaniu protokołu IP do transmisji danych. Chcę przy tym zauważyć, że przez gardło mi nie przejdzie nazwanie siecią 4G takiej, która wykorzystuje standard HSPA+ do udostępniania bezprzewodowego internetu (mimo zielonego światła od ITU), a rozmowy ciągnie dalej “po miedzi”. Jak 4G to tylko LTE.

Historia mobilnej telefonii uczy nas jednak, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dziś odpowiednikiem stacjonarnego telefonu jest “stacjonarny” internet: pociągnięty do domu po kablu, straszący sterczącymi gniazdkami i wystającymi przewodami. Mamy nawet internetowy odpowiednik telefonów DECT w routerów postaci z Wi-Fi, które pracując w standardzie 802.11b/g/n coraz częściej mają do obsłużenia tylko 1 komputer, bo kable przestają być “trendy” i fajnie jest móc sprawdzić pocztę siedząc na “tronie”. Nie, żeby było w tym coś zdrożnego…

Internet w każdym zakątku mieszkania przestał jednak wystarczać i czasem się zastanawiam jak ludzie dawali sobie radę w epoce dial-up. Dziś powoli zaczynamy go potrzebować w tramwaju, pociągu, samochodzie i samolocie, w pracy na budowie, w sobotę nad jeziorem, na Kasprowym i w czasie rejsu na Bornholm. Naprzeciw tym potrzebom wychodzą operatorzy komórkowi, którzy oferują dwa rozwiązania: pakiety internetowe dla telefonów oraz dostęp do bezprzewodowego internetu w komputerach. Oba te rozwiązania na dzień dzisiejszy budzą jedynie śmiech z powodu nakładanych na nie przez operatorów limitów. Przede wszystkim są stosunkowo drogie (w porównaniu z internetem “stacjonarnym”). Poza tym ograniczana jest zarówno przepustowość łącza (zazwyczaj najdroższe pakiety przewidują przepustowość rzędu 4 Mb w dół) oraz ilość ściąganych danych (kilka gigabajtów). Te trzy czynniki są hamulcami rozwoju i upowszechnienia się dostępu do internetu przy użyciu standardów pokroju WiMAX czy HSPA+.

Jednak cena nowych technologii spada przy jednoczesnym wzroście jej jakości. Daję góra 10 lat na upowszechnienie się tych malutkich “wtyczek” podłączanych do portu USB, które łączą się z nadajnikiem operatora i pozwalają na korzystanie z szerokopasmowego internetu. Jeśli za 10 lat taka “wtyczka” będzie kosztować 20 zł miesięcznie za przepustowość 8 Mb bez limitów ilościowych to będzie to oferta niezwykle konkurencyjna dla sieci przewodowych. Nie jest to wprawdzie rozwiązanie prorodzinne, ale za tę cenę przeciętni Kowalscy byliby w stanie wyposażyć każdego członka rodziny w osobisty internet. Jego dodatkowe zalety ujawniają się również gdy zajdzie konieczność przeprowadzki (lub w przypadku częstych przeprowadzek, szczególnie dotyczących studentów): zakańczanie umów przed ich upłynięciem bądź przenoszenie kabla pod nowy adres kosztuje; przeniesienie “wtyczki” – nie.

Nie chcę się bawić w przewidywanie wszczepiania implantów, które będą nas na stałe podłączały do globalnej sieci, jednak już teraz surfowanie po internecie jest jedną z ulubionych rozrywek nie tylko tej najmłodszej części społeczeństwa. Dlatego nie zdziwię się zbytnio jeśli za kilka lat będziemy odbierać e-maila i dostawać bieżące powiadomienia z readerów, portali (w tym społecznościowych) itp. tak samo jak dziś dostajemy SMS-a, a na stałe podłączone do sieci komórki będą na bieżąco ją dla nas monitorowały (oraz, nieco Orwellowsko, monitorowały nas) – gdziekolwiek i kiedykolwiek.

Tylko czy wytrzymają to baterie?